Pamiętacie tego posta, w którym chwaliłam Warsaw Dogi i byłam taka zachwycona? Cóż, chyba pozwoliłam się oczarować paczuszką, listem, zabawnym pozdrowieniem i rózowym karabińczykiem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę pisać, że smycze i inne akcesoria są do dupy, ale po kilkutygodniowym używaniu nie jestem już taka zachwycona.
W tygodniu mój pies nie wychodzi na spacery po lesie, czy po polach. Od poniedziałku do piątku jesteśmy klasyczną parą miejską, zarzucamy szeleczki i niezbyt długą smycz i idziemy powozić się po dzielni. Wydawało mi sie, że nie powinno to być zbyt wymagające dla psich akcesoriów, szczególnie tych brudnoodpornych i chwalonych za wygląd (bo chwalić coś za wygląd nalezy przede wszystkim wtedy, kiedy ten wygląd chociaż trochę się utrzymuje, prawda?). Niestety w przypadku Warsaw Dogów (i moim, może Wy macie inne doświadczenia?) zachwycający (bo akcesoria są naprawdę fajne!) dizajn bardzo szybko ustąpił. Nie wiem na czym polega brudnoodporność smyczy, która brudzi się tak samo jak taśma z Obi, z której zrobiłam linkę treningową (i która wydaje mi się czystsza, niż droga smycz, mimo, że nie raz była ciągnięta po piachu przez Fetę) i nie wiem, jak różowy lakier z karabińczyka i czarny lakier z kółeczka tak szybko mogły odprysnąć? Mój pies chodził na nich może dwa tygodnie (mając 4-5 miesięcy), a akcesoria już zaczynały wyglądać jakby miały co najmniej pół roku, nie wspominając już tego, że karabińczyk od przepinanej smyczy już bardzo się zacina i ciężko chodzi. :(
Feta jest moim pierwszym psem, więc może po prostu przesadzam, ale naprawdę oczekiwałam, że jeśli płacę za smycz o wiele więcej niż za zwykłą linkę, na której szary Janusz spod piątki prowadza Fafika (z którą nie jest nic nie w porządku, po prostu śmieję się z własnej potrzeby wymagającej ode mnie, by wszystko, co mam, było ładne), to otrzymam coś więcej, niż odpryskującą różową farbę i zielone trójkąciki.
Wiem, wiem, po co pisałam, że tak mi się podoba? No bo mi się podobało, zanim zaczęłam używać! Wiecie, jak to młodzież - wygląd ponad praktycznością. Ale już się poprawiłam!
Pomijając wszystko, najbardziej irytujące w Warsaw Dogach wydaje mi się to, że są bardzo ciężkie, więc pies prowadzony na obroży w kółko przekłada łapę przez smycz i się zaplątuje, bo kółeczko z karabińczykiem spadają mu pod mordkę. Do tego smycz podczas deszczu bardzo szybko nasiąka wodą co tylko zwiększa dyskomfort trzymania jej w dłoni (czy jest sucha, czy wilgotna, bardzo tnie ręce, jest nieprzyjemna w dotyku). Wiem, że smycz to nie poduszka, a ja nie jestem księżniczką o aksamitnych dłoniach, ale to mój narzeczony przede wszystkim na to narzeka! A jeśli chłop narzeka na coś takiego, to naprawde coś musi być na rzeczy. Dla kontrastu wiem, że w choćby Kudłaty Art, gdzie moja siostra kupuje smycze, ten problem nie istnieje, bo smycze mają mięciusie podszycie (przy okazji są sporo tańsze).
Nie chcę robić nikomu czarnego PRu (ale to chyba nie problem, bo publika na tym blogu jest własciwie żadna), po prostu nie wydaje mi się, że priorytetową sprawą powinien być wygląd psich akcesoriów. Od tak drogich rzeczy (porównując do innych firm) spodziewałam się czegoś lepszego. Teraz nie wiem, czy to ja wydziwiam, czy stałam się ofiarą artykułów sponsorowanych? Może troszkę i tego, i tego.
A Wy polecacie jakieś firmy szyjące psie akcesoria? Tylko tak na serio, a nie, bo modnie, albo bo dostałam od firmy za friko. ;) Bardzo chciałabym usłyszeć Wasze rekomendacje, albo może i ochrzan, że Warsaw Dogi są mega ekstra, a ja jestem małą marudą.