Tuesday, August 1, 2017

Osy i Pawie.

Pies powinien być najlepszym przyjacielem człowieka, prawda? Tak nam się w sumie wmawia od dziecka. W filmach czworonogi gadają i ratują życie jakichś zagubionych dzieci; w kreskówkach są sprytnymi i zabawnymi stworzeniami; w serialach zawsze przyjdą przytknąć mokry nos do nogi, gdy główny bohater popada w depresję. PRAWDA? No prawda, przeciez nikt nie zaprzeczy. No to powiedzcie mi teraz, proszę - nie wiem, może ktoś na coś wpadnie, może ktoś wyjaśni mi sytuację - gdzie był mój pies, kiedy te wszystkie inne psy uczyły się być bohaterami i przyjaciółmi?


Zostałam sama, na dwa dni, wiem, wiem, to nie jest długo - ale sama. Przypominam, że jestem leniem i lubię się czasem wyręczyć narzeczonym wykorzustując jego bezwarunkową miłość do mojej osoby, tak samo bezgraniczną jak i niezrozumiałą. No, ale mam go, mam go i się zakochał, więc wykorzystuję sytuację, bo lubię i uważam, ze mogę, a przy okazji też go kocham, więc chyba nie jest źle. Nie narzekamy. Albo nie narzekam.


Ale zostawił mnie, pojechał niby do pracy, a niby na wypad męski, bo wieczorem było piwo, więc na pewno czas spędzał milej niż ja z tymi dwoma futrzastymi potworami. Ja zostałam sama na polu bitwy, i małe pluskwy to wyczuły, że skład osłabiony i można igrać z losem a niebezpieczeństwu grać na nosie.


Justyna, ale co się stało? Powiedz, czy dom spłonął? - możecie spytać. NIE, dom nie spłonął - odpowiem - ale moje poczucie komfortu i moja jakość bytu, moje modne hygge i inne sczezły, a to wszystko przez tego PSA. Kot był grzeczny, kot umie się zachować, ale pies nie umie, no nie umie. Powinna być przyjacielem, a jest wrogiem najgorszym, bo nawet nie tym wrogiem, jakiego zobaczycie w filmach akcji - nie, jest wrogiem jakiego widywaliśmy w kreskówkach lat '90, nieporadnym, głupim i wiecznie z siebie zadowolonym (bez wyraźnego bądź żadnego powodu).


Mieszkacie więc ze swoim wrogiem pod jednym dachem - proszę to sobie wyobrazić - mieszkacie z nim, a do tego karmcie gadzinę i dbacie, staracie się dbać. No i pewnego dnia myślicie sobie, żeby tu kupić może nowy, piękny dywan. Dywan co prawda jest biały, ale z drugiej strony jedyny ładny i w ludzkiej cenie, jaki widzieliście w tym roku, i tak fajnie by pasował, i tak fajnie by się prezentował na zdjęciach i ogólnie czujesz te duńskie, modne szczęście w tym dywanie; widzisz siebie z goracą czekoladą, jak na nim siedzisz - jasne, nie dzisiaj i nie jutro, bo gorąco, ale może za pół roku w pierwszy dzień świąt, może wtedy usiądziesz? Sprzedane.


Mija jeden dzień. JEDEN, no i zostajesz sama. Dbasz, żeby pies nie biegał po dywanie zaraz po spacerze, bo nie chcesz, żeby z białego dywan stał się szary. Ale pies ma już inny plan dla Twojego dywanu - faktycznie, po co ma być szary, pies nie lubi szarego - ale można ów piękny, nowy, puszysty i dziewiczy dywan wymalować na brązowo, prawda? Można puścić na niego pawia, puścić w sekundę, kiedy Pani się odwraca i kiedy nie daje się żadnych znaków, że coś jest nie tak. Można bez ostrzeżenia wypluć z siebie coś wielkości dwóch kotów i można to zrobić precyzyjnie, żeby nic BROŃ BOŻE nie spadło na podłogę - wszystko musi w końcu zostać na dywanie. Można. I w ten oto sposób już się nie nudzę, bo zapieram, tylko po to, by rano okazało się, że niedokładnie zaprałam.


Pies dumny z siebie, dywan wymalowany lepiej, niż zrobiłby to sam Pollock. Suka się cieszy, ja trochę mniej, ale zdążyłam wybaczyć. Jest nowy dzień, narzeczony jak wróci, to zapierze jeszcze raz, bo lepszy jest, ma silniejsze ramiona i lubię się nim wyręczyć, jak już wspomniałam. Nie patrzcie na mnie krzywo, wszyscy lubimy się czasem wyręczyć naszą drugą połówką.


Więc jest ten drugi dzień, wychodzę do pracy, ale zaraz - nie - nie wychodzę. Pies zniszczył dywan, czas spóźnić mnie do roboty. No i jak nie ma tego chłopa, to postanawia lizać osę. Bo kot poluje, zjada, jest sprytny; pies nie jest, ale ma wiarę w siebie. Pamiętajcie, jest tym nieproadnym czarnym charakterem z kreskówki, więc nie dość, że jakiś taki krzywo narysowany i coś tam nie gra w tym wyglądzie, to jeszcze, co du dużo mówić - debil. I liże tę osę, mimo moich lamentów i żegnając mnie, gdy wychodzę, ukazuje krzywą mordkę, którą osa dziabła i nie wiem. Nie wiem, czy zostawić ten nos, niech puchnie - może się udusi, może to już koniec? Ale potem myślę znowu - przecież kochasz psa, przecież bez tego czarnego charakteru Ty nie możesz być bohaterem swojej kreskówki - więc idę do apteki, która jest zamknięta; wracam, znowu idę; czekam. Nic się nie dzieje, więc idę do roboty, spóźniona.


 

2 comments:

  1. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, nie? :) Nam też psy zżerają wszystko nowe, co kupimy. Chociaż ''posmakować'' muszą :D

    ReplyDelete
  2. Wiem, wiem, ale nadal jestem na etapie wmawiania sobie, ze jakos to bedzie a moje nowe rzeczy jakos uchronia sie przed Feta.. :( dobrze sobie radzisz ze stratą, jak pies dorwie cos nowego?

    ReplyDelete