Friday, January 6, 2017

Feta i Franka, czyli jak do tego doszło.

Za pisanie bloga zbieram się odkąd pamiętam - serio. Nawet pamiętnik, który kiedyś prowadziłam, prowadziłam tak by móc go dawać czytać swojej przyjaciółce - był moim jakby papierowym blogiem, starszą wersją tego tutaj. Niestety, w pewnym momencie przerosło mnie bycie systematyczną, kreatywną, w miarę spójną i zadowoloną z tego, co piszę na tyle, by zaraz tego nie usuwać i mój pamiętniczek wylądował w śmietniku. To samo (w przenośni) spotkało wszystkie moje blogi (a uwierzcie mi, że było ich wiele) - autorka za każdym razem okazywała się zbyt leniwa i zbyt zabiegana w swoim świecie pełnym leżenia na kanapie i picia niezliczonej ilości kawek. ;)

ALE DO RZECZY.

Franka jest dachowcem o najpiękniejszym futrze, jakie świat widział. Zdjęcia nie oddają jej uroku, ale uwierzcie, że tak miły w dotyku może być tylko Jezus - no i mój kot, rzecz jasna! Franka to oficjalnie Franca, chociaż nikt tak do niej nie mówi. Jest bardzo psotna, bardzo niezależna i ogólnie jest bardzo kotem. Ma niecałe dwa lata, przyszła na świat gdzieś w maju 2015 i wniosła do naszego życia BARDZO DUŻO KOCIEGO CHAOSU, bardzo dużo obgryzionych kwiatków, zbitych wazonów, podrapanych krzeseł i ogólnie bardzo, bardzo, bardzo dużo szeroko rozumianej kociej sztuki współczesnej. Po co mieć nudne krzesło? Takie, z którego coś wypada jest o wiele fajniejsze (tak przynajmniej myśli Franka). Franula jest bardzo gadatliwa - miau, bo mnie boli! miau, bo spójrz na mnie! miau - bo tak!, dość towarzyska, ale tylko na własnych warunkach (serio, nie można tykać, jak sama nie przyjdzie) i wszystkożerna (pomidory, ogórki, ser, szynka, bułki, ciastka - W S Z Y S T K O Ż E R N A). Co prawda narzeczony był na początku przeciwny, ale teraz dumnie reprezentuje skład niewolników kocich.


Franka była pierwsza, ale w naszych sercach (no dobra, w moim, bo Damian szczeniaka też na początku nie chciał!) wciąż była dziura w kształcie psa. Zwierz ze schronu odpadał, bo nie byliśmy pewni, jak zareaguje na kota (HALO! 30 metrów to nie żart!), a to ona jest jednak krolową w naszej kawalerce. Dobrze, będzie rasowy (mimo wszystko nie chciałam szczeniaka ze schroniska, który co prawda z kotem by się pewnie dogadał, ale niekoniecznie wyrósłby na coś, co mi odpowiada). Myślałam i myślałam, napalona na Belga doszłam sama ze sobą do kompromisu (w mojej głowie naprawdę wiele się dzieje) i postanowiłam szukać BOSa (jako pierwszy tak naprawdę mój pies był zdecydowanie bezpieczniejszym wyborem). Po wielu "ale" i "może jednak nie" oraz wielu "nie, suczek już nie ma" i "jest pani trzydziesta w kolejce" w końcu udało mi się ostatecznie przekonać Narzeczonego, że psy są fajne i zarazem dopchać się po szczyla - no i jest, od 3/03/2017 zamienia nasze życie w koszmar. Feta (Lactose Free Feta) jest szczęściem w nieszczęściu - nie lubię szczeniąt, a mój facet ledwo w ogóle wymawia to słowo, ale jest myśląca, dość mądra, odważna, dzielna, fajna no i mnie lubi! Przed nami długa droga, ale gdy widzę te puste, tęskniące za rozumem oczy wiem, że będzie wesoło (mam nadzieję, że będzie).


Franka zareagowała spoko, nadal bije kaktusy w nocy a rankiem wyciąga z łap kolce.