Monday, September 25, 2017

Jesień!

Dzisiaj będzie krótko (tłum szaleje) - chciałam Was spytać, co sprawiło, że w końcu zdecydowaliście się wziąć psa? Jesteście z tych domów, gdzie rodzinie zawsze towarzyszyły czworonogi, czy sami zainteresowaliście się tematem? Widzę, że dużo osób naprawdę w imponujący sposób, bardzo konsekwentnie, szkoli psy i spędza z nimi czas - czy to frisbee, agility, czy inne IPO, ale czy to jedyny powód, dla którego taka osoba sprawia sobie zwierzaka?


cof

Osobiście bardzo długo nie chciałam mieć psa, bo nie chciałam być odpowiedzialna za cokolwiek innego, niż samą siebie (a i to idzie mi kiepsko). Nie chciałam też, żeby cokolwiek zmuszało mnie do powrotu do domu, kiedy chcę iść na miasto; albo do wychodzenia z domu, kiedy chcę oglądać telewizję. Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy moja siostra zaadoptowała ze schroniska sukę. Temat czworonoga zaczął się przewijać w każdej rozmowie, a ja gdzieś po cichu czytałam artykuły i oglądałam filmiki na youtubie, coraz bardziej nakręcając się na własnego papisia.


DSC_0382

Ostatecznie moje rozważania zakończyły się pod koniec roku 2016, kiedy zarezerwowałam sukę białego owczarka szwajcarskiego (wydawał mi się dość łatwą rasą) w hodowli na Podlasiu. Zaczęłam się stresować, no bo co, jak to jednak nie dla mnie? Co, jeśli ja nie dla psa? No cóż, Justyna, sorry, ale klamka zapadła. Zapłaciłaś, weźmiesz. Głupio tak teraz się wykręcać. Ale po co ci tak właściwie ten cały pies?


Ano właśnie po to, że jak wspominałam, jestem leniuszkiem. Po to, że nie chcę być za nic odpowiedzialna i po to, że tak fajnie się siedzi w domku i popija winko. Właśnie po to. Kiedy myślałam o tym, czy pies nie-tylko-na-jutub nie będzie mi tak naprawdę wadził, uświadomiłam sobie, że jestem człowiekiem, jakim nie chcę być. Wiem, że to brzmi bardzo romantycznie i Disneyowsko, jakbym była czarnym charakterem przed przemianą - ale taka właśnie była prawda! Bardzo często zdarzało mi się siedzieć całe weekendy w domu wymyślając kolejne wymówki dlaczego nigdzie nie idę. Nierzadko wolałam oglądać The Office po raz osiemnasty (całe osiem sezonów, nie tylko ulubione odcinki czy zabawne scenki - tak, jestem do tego stopnia żałosna) zamiast porobić coś pożytecznego. Zaczęłam myśleć - serio wydaje ci się, że fajnie byłoby mieć psa, ale nie chcesz go wziąć, bo nie daj Boże będziesz musiała ruszyć dupę z kanapy?


IMG-20170922-WA0032


Postanowiłam, że skoro temat mnie interesuje, to nie ma co czekać kolejnych dwóch lat. No bo co? Najgorsze co mogło się zdarzyć, to wychodzenie na spacer wtedy, kiedy mi się nie chce; to ćwiczenie prostych sztuczek wtedy, kiedy wolałabym nie robić nic; to to, że kiedy po raz kolejny będę miała napad silnego niepokoju, który jest całkowicie niczym nieuzasadniony, ale nie raz i nie dwa zatrzymał mnie już w domu - właśnie wtedy pies mi pomoże, bo nie będę sama, i bo będę musiała wyjść na zewnątrz. Pies miał być dla mnie tak samo, jak ja dla niego i powiem Wam, że mimo iż nie raz mam trochę dość, to doskonale spełniamy swoje role (ja może troszkę gorzej, niż Feta).


cof

Od kiedy nasz serek bez laktozy (Lactose Free Feta, przypominam :)) jest z nami, nie zdarza się, byśmy nie wychodzili na dłuższe spacery; nie spędzam niezliczonych godzin przed komputerem, bo nie chcę jej zaniedbywać - zabawa i jakieś nawet bzdurne ćwiczenia staramy się zawsze obskoczyć. Zaczęłam pisać bloga, co zawsze chciałam robić, ale jakoś brakowało mi motywacji i inspiracji. Poszerzyłam zainteresowania. W końcu udało się też przetestować trochę teorii w praktyce, a duma z psa biegającego wokół nas tyłem jest niesamowita. Ba, nawet duma z psa, który stoi na stój! i czeka na czekaj! jest ogromna. Kiedy mam cięższy okres (zwłaszcza lękowy*), Feta naprawdę bardzo mi pomaga. Nie chodzi o samo przytulanie wesołego pieska (chociaż to bardzo duży plus!), ale też o to, że poczucie obowiązku wobec żywego stworzenia wytrąca mnie z większości ciężkich nastrojów, a i w tych głupkowatych frustracjach i troskach dnia codziennego bardzo mnie, chociaż nieświadomie, wspiera. A co, fajniej jest wrócić do pustego mieszkania, czy do merdającego ogona? No właśnie, nie musicie odpowiadać!


*Nie chcę byście myśleli, że mam ataki paniki - nie cierpię na żadne schorzenia mentalne (chociaż moja siostra pewnie by się z tym kłóciła), ale czasami mam poczucie takiego bardzo silnego, głębokiego (?) lęku; często kiedy mam wyjść z domu.

Friday, September 15, 2017

Słodkie szczeniaczki.

Wszyscy uwielbiamy szczeniaczki, prawda? Małe, słodkie noski; błyszczące oczka i niezgrabny chód - kto by na to nie pisnął z nadmiaru słodyczy? No cóż, ja. Ja bym nie pisnęła. Nie zrozumcie mnie źle - szczeniaczki na zdjęciach faktycznie są słodkie, urocze i kochane - albo te szczeniaczki na ulicy, które właściciel uprzejmie trzyma z daleka ode mnie - te też są fajne. Niestety, szczeniaczki w moim otoczeniu tracą na uroku, ich słodkie noski stają się mokrymi kichawami; ich błyszczące oczka są dla mnie niczym innym jak pustymi guzikami wbitymi w czaszeczkę; ich chód? C'mon, naucz się chodzić i urośnij, to w końcu nie będę musiała cię znosić po schodach w trosce o twoje stawy, Ty mały darmozjadzie!


DSC_0308

Justyna, z Ciebie to taka Krystyna ze spożywczaka (nie obrażając nikogo, kto pracuje w takim miejscu!), nic Ci nigdy nie pasuje, wiecznie narzekasz... Uo, uo, uo! Co to, to nie. Ja zwyczajnie kultywuję polskie tradycje, a nie narzekam; staram się być coraz lepsza w tym, w czym już jestem dobra (no a co, wam może rodzice nie mówili, żeby jak się jest w czymś dobrym, to nie spoczywać na laurach, tylko ulepszać skilla? Na pewno mówili!); udoskonalam się; talenty pielęgnuję.


I tak oto doszłam do wniosku, że po co się bronić przed tym, kim się jest? Po co udawać, że nie przeszkadza mi, że mój pies mentalnie zatrzymał się w rozwoju kilka miesięcy temu? Po co? Po co mówić, że kocham dzieci i partię? Nie ma to sensu, nie jestem politykiem, ani politycznie poprawnym nie-politykiem (chociaz Krystynę ze spożywczaka przeprosiłam tam wyżej, bo zasady wpojone mam, jestem uprzejma).


A, że żadnym z powyższych nie jestem (bo szczeniakiem też nie jestem - inteligentny żart prowadzącego, kto się śmieje przed monitorem? No kto? ... Nikt? Ok.), postanowiłam być sobą. Tak oto znaleźliśmy się tu, na placu powodów, dla których nie lubię* szczeniąt.


DSC_0253

POOP EMOJI, POOP EMOJI EVERYWHERE.


Tak, dobrze rozumiecie moje hip&trendy aluzje - pęcherz u szczeniąt nie istnieje, a zamiast układu trawiennego w słabiźnie gnieżdżą się jacyś mikro-magicy, którzy na wzór sztuczki z kapeluszem i królikiem w zawrotnym tempie i na zawołanie są w stanie wyczarować kupy. Tak, mały pies nie może skakać, biegać, schodzić po schodach, ale MOŻE SRAĆ. Gdzie to się mieści? Skąd? Jak? Do tego Feta bardzo długo nie potrafiła w żaden sposób zasygnalizować potrzeby (chyba, że jako sygnalizowanie potrzeby uznamy kucanie na dywanie i wypróżnianie się, bo to akurat szło jej nieźle), więc wypuszczanie jej z klatki było jak siadanie przy stole do ruletki w kasynie.


CZY SIĘ STOI, CZY SIĘ LEŻY, MIZIANIE PSA SIĘ NALEŻY.


Słuchajcie, rozumiem, że PRL jest teraz w modzie, ale nie rozumiem dlaczego ludzie zdają się nie pamiętać, że już nie każdemu się należy! Nie da się odbyć spokojnego spaceru ze szczenięciem. Nie, niech pani z tyłu nie krzyczy, że się da i że ludzie kochają psy! Zachowanie niektórych jest zwyczajnie załamujące. Piski, westchnięcia, oglądanie się, stanowczo zbyt intensywne gapienie i komplementy typu fajny pies! naprawdę są zbędne. Serio, nie przywitasz się na klatce schodowej, ale do mojego szczeniaka będziesz wyciągać ręce całkowicie ignorując moją obecność, bo jest taki słodki? Believe it or not, mój pies nie jest osobnym bytem, jest moją własnością! Sio!


NIE SKACZE TO, NIE BIEGA - A CZY ŻYJE? OJ ŻYJE.


Już napomknęłam, ale co tam, napomknę jeszcze raz - stwórca okrutnie to wykombinował, by w tych małych, puchatych kulkach połączyć wielkie pokłady energii z niemożliwością robienia czegokolwiek (wiem, że przesadzam, ale dajcie ponarzekać). Ni to skakać nie może, ni biegać zbyt długo, ni trzymać moczu.. Zaraz, o tym już było! Ale wiecie o co chodzi, prawda? Zanim kupiłam Fetę, naoglądałam się super sztuczek super psów, super video biegania z piesem (tak, jestem jedną z tych kobiet, które wiecznie próbują się odchudzić i wiecznie próbują zacząć ćwiczyć)) i super frisbee. Zgadnijcie co? Mały pies nie może tego robić! 


O! A wiecie, że jak mieszkacie na czwartym piętrze, to będziecie musieli tego małego psa nosić w górę i w dół po schodach (może to nawet bardziej wymagające ćwiczenie, niż te bieganie...) co najmniej osiem razy dziennie? A wiecie jak szybko owczarek staje się ciężki? No właśnie. Bardzo szybko.


NO ALE CZY ŻYJE!?


Właśnie! Żyje. Wiem, że to głupie, ale naprawdę uważam to za jedną z większych wad szczeniąt - to, ile zajmują czasu, nie to, że są żywe. Ok, było mówione, że zajmują DUŻO czasu, ale nikt mi nie powiedział, że aż tak dużo! Feta, gdy była mała, swoją energią napędzila by małą farmę w Virginii, uwierzcie mi. Niestety, odwrotnie proporcjonalnie do niej, ja swoją energią nie napędziłabym niczego. NICZEGO.


CZYSTA KARTA.


Szczenięta są super, to czysta karta! Glina do ulepienia, diament do oszlifowania! Wszystko super, ale co, jeśli nie mam szlifierki? (albo tegokolwiek, czym się szlifuje diamenty). Jestem osobą, która zdecydowanie wybrałaby dorosłego psa, gdyby nie kot, którego reakcji się bałam. Czysta karta jest ok, to prawda, ale ta czysta karta oznacza też, że psa trzeba nauczyć dosłownie wszystkiego - wszystkiego, wliczając w to wspólne życie. Wiecie, co mam na myśli? Chodzi mi o to, że szczeniak nie potrafi nawet zostać sam, bez zaalarmowania całej okolicy (przynajmniej mój szczeniak!). WIEM. WIEM, ŻE ZNOWU WYCHODZI ZE MNIE KRYSTYNA, ale ja to nic w porównaniu do mojej siostry, która kiedy Panda była mała, próbowała mi ją z rozpaczy sprzedać. 


DSC_0397

A Wy? Lubicie szczeniaki, czy wolicie dorosłe psy? Myślicie, że przesadzam, a te małe kreaturki to sama słodycz?


*a może i Wy nie lubicie?

 

Monday, September 11, 2017

Poniedziałki.

Postanowiłam ogłosić mojej szerokiej publice, składającej się z mojej siostry i mnie samej, oraz przypadkowej zbłąkanej duszy od czasu do czasu, że w Dąbrowie Górniczej szykuje się wydarzenie. Zostałam poproszona o wzmiankę o nim (nie wiedzieć czemu, Pani się wydawało, że mam dużo czytelników), więc wzmiankuję - a nóż ktoś się zainteresuje, a jak nie, to nic nie tracę, prawda? (no i ta karma może do mnie wróci, wiecie, że ja miła, to i dla mnie mili, i człowiek człowiekowi owczarkiem szwajcarskim).


edf

Zatem uwaga, uwaga: 16 września w Dąbrowie Górniczej organizowany jest psi event, więc jak ktoś mieszka niedaleko a nie bardzo ma co ze sobą zrobić, to wydaje mi się, że warto się wybrać, zanim nas dopadnie sroga zima i przewlekłe choroby, takie jak: wolę siedzieć w ciepłym domku, niż wychodzić na mróz. 


Link do wydarzenia na fb: https://www.facebook.com/events/290660408007498/


Wspomnę tylko, że będzie gra miejska, a kto nie lubi dobrze zorganizowanej gry miejskiej? No właśnie! Zachęcam do zapoznania się, zbłąkana duszo (bo Ty, siostro, raczej się nie wybierzesz?), może zabierzesz się do Dąbrowy!


cof

Wednesday, September 6, 2017

Kiedy nie masz siły, albo masz - ale lenia.

Cześć! Ostatni tydzień byłam w domku zupełnie sama i mam pytanie - jak Wy, ludzie będący samotni i biorący po dwa psy (albo i więcej!) sobie radzicie? Czy to kwestia nie bycia takim małym leniuszkiem, jak ja, motywacji, samozaparcia, czy nieustającej pasji do psiego tego i owego (Boże, nie ma tu żadnego podtekstu, żeby nie było!)?




[caption id="attachment_1076" align="alignnone" width="5472"]feta2 fot. Martyna Rudnicka[/caption]

Przechodząc do rzeczy - zostanie z Fetą sam na sam (no dobra, niezupełnie sam na sam, bo towarzyszyła nam jeszcze moja urocza kicia) doprowadziło mnie do granic wytrzymałości i wyssało ze mnie wszystkie pokłady energii, jakie kiedykolwiek miałam. Wychodzenie na trzy spacery dziennie, z czego jeden ten dłuższy, plus praca na pełen etat, do której sam dojazd zajmuje około godziny, zabiły moje nadzieje na lepsze jutro i uświadomiły, że owe jutro faktycznie mogło być wczoraj. Nie będę tutaj nikogo okłamywać - było kilka dni, kiedy Feta w ogóle nie doświadczyła długiego spaceru, bo sama myśl o mijaniu się z psami (nadal pracujemy nad szczekaniem i darciem japiszona - odpuśćcie mi, jestem w tym nowa!), sporadycznym ciągnięciu (.. no mówię przecież, że nad tym pracujemy!) czy zwyczajnie o tym, że po powrocie będę musiała jeszcze ogarnąć mieszkanie i ugotowac sobie obiad, uwieńczając dzień zabawą z Franką, powodowała, że nie potrafiłam się zmotywować do niczego ponad szybki spacerek po osiedlu.


Wiem, wiem, że brzydko. I wiem, wiem, że a co Ty sobie myślałaś, jak kupowałaś psa, że nie trzeba będzie z nim chodzić?; Ej! Oczywiście, że wiedziałam, że trzeba będzie wychodzić! Proszę się nie denerwować, po prostu jestem rozpieszczonym przez życie białasem, który przyzwyczajony do obecności swojej drugiej połówki, wsparcia i czyjegoś towarzystwa nie zawsze potrafi zachęcić samego siebie wystarczająco skutecznie do rzeczy, które należałoby robić. Przeciez to tak po cichu; przeciez dopiero wróciłam z pracy, bo tramwaj się zepsuł; przeciez jeszcze muszę poćwiczyć i zjeść; umyć się; przygotować na rano... Przecież nikt nie widzi, że pies wyszedł tylko na 20 minut. Cichutko, wewnętrzny leniuszku, nikomu nie powiemy.


No cóż, WINNA. Animal neglect. Na szczęście w tym kraju nikt nie daje powaznych kar za znęcanie się nad czworonogami (ok, nietrafiony żart, bardzo wszystkich przepraszam!)




[caption id="" align="alignnone" width="800"] fot. Martyna Rudnicka[/caption]

Dobra, przestańcie krzyczeć, że kolejna nieodpowiedzialna wzięła sobie psa do zabawy, że wzięła, bo biały i ładny i żeby zdjęcia robić i tyle. Nie jest tak, przecież widzicie, jak ładnie razem pozujemy, przecież widać miłość, co nie? (Nie!). Wiem, że źle robię, jak tak psa zostawiam w domu i tylko sikupy robi, ale dlatego właśnie się przyznaję - mea culpa - i proszę o pomoc.


Głównie problem polega na tym, że kończą mi się pomysły co do tego co można robić w domu, kiedy już wiecie, że natury się nie oszuka i kanapa woła zachęcająco, uwodzi, a podwórko milczy obrażone i złowrogo potrząsa gałązkami drzew. Nie szukam tu zamiennika dla spaceru, wiem, że pies musi chodzić na spacery (to akurat było na początku książki o psach, więc to wiedza, której nitk mi nie odbierze!), ale szukam czegoś, czym możemy się zająć w domu. Jak na razie Feta dość często dostaje matę węchową, którą niestety trzeba wymienić na większą (ta, którą ma, jest bardziej dostosowana do jej wielkości sprzed kilku miesięcy... no nie rzucajcie kamieniami!), więc zajmuje jej naprawdę niewiele czasu, by całą rozpracować. To samo tyczy się konga - poza tym - szukam zajęć dla nas obu, żebyśmy sobie budowały więź w ciepłym zaciszu domowym, kiedy na zewnątrz 35 stopni, albo coś.


Kiedy była mała często można się z nią było choćby pobawić, niestety teraz jej wielkość bardzo kłóci się z wielkością naszego mieszkania i jest to raczej niemożliwe, albo bardzo uszkadzające przedmioty wokół nas (to nawet nie jest żart, moje ściany mają tyle wgnieceń od stolików, na które Fuczi wpada, że niedługo będę potrzebowała osobnej szafki na zaprawy do łatania ich).




[caption id="attachment_1081" align="alignnone" width="5472"]feta5 fot. Martyna Rudnicka[/caption]

Chciałabym się zając jakimiś zabawami, które każą psu myśleć (na pewno więcej myśleć, niż biegać i wpadać na przedmioty!), albo węszyć, ale niekoniecznie zawsze węszyć w macie węchowej. Uspokajające żucie i mymlenie też jest mile widziane! Może macie jakies pomysły, czym co zastąpić? Ja np. zauważyłam, że Fecie o wiele więcej czasu zajmuje rozpracowanie kokosa, niż wyciumanie konga, jednak nie daję go jej zbyt często, bo boję się, że w zbyt dużych ilościach mógłby jej zaszkodzić. Jakieś inne pomysły?


edf

Jak Wy się motywujecie do codziennego, wystarczającego zajmowania się psem? Wiecie, chodzi mi o te dni, kiedy naprawdę Wam się nie chce. No bo to chyba niemożliwe, że tylko ja tak mam? A w domu? Kiedy leń jednak Was pokona, czym łatwo i przyjemnie zabawić czworonoga, żeby aż tak bardzo nie cierpiał, nie nudził się i nie zastanawiał, czemu akurat Ty go wziałeś, jak mógł mieć normalnego fit pana i panią, którzy codziennie biegali by z nim po lesie? Przeciez nikt nie chce być wyrodnym rodzicem, prawda? Pomocy! Porady!


PS. Sprawa jest pilna, bo jestem prawie pewna, że tydzień temu Feta planowała ucieczkę i zostanie dzikim wilkiem, bez ograniczeń ludzkiego świata.


PPS. Bardzo proszę bez hejtu! Jakby ktoś polecił jakieś fajne książki dotyczące mind games z piesełem, albo zwyczajnie spędzania czasu razem w domu tak, by nam się nie nudziło, to też bardzo bym chciała, żeby uchylił rombka tajemnicy!