Dzisiaj będzie krótko (tłum szaleje) - chciałam Was spytać, co sprawiło, że w końcu zdecydowaliście się wziąć psa? Jesteście z tych domów, gdzie rodzinie zawsze towarzyszyły czworonogi, czy sami zainteresowaliście się tematem? Widzę, że dużo osób naprawdę w imponujący sposób, bardzo konsekwentnie, szkoli psy i spędza z nimi czas - czy to frisbee, agility, czy inne IPO, ale czy to jedyny powód, dla którego taka osoba sprawia sobie zwierzaka?
Osobiście bardzo długo nie chciałam mieć psa, bo nie chciałam być odpowiedzialna za cokolwiek innego, niż samą siebie (a i to idzie mi kiepsko). Nie chciałam też, żeby cokolwiek zmuszało mnie do powrotu do domu, kiedy chcę iść na miasto; albo do wychodzenia z domu, kiedy chcę oglądać telewizję. Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy moja siostra zaadoptowała ze schroniska sukę. Temat czworonoga zaczął się przewijać w każdej rozmowie, a ja gdzieś po cichu czytałam artykuły i oglądałam filmiki na youtubie, coraz bardziej nakręcając się na własnego papisia.
Ostatecznie moje rozważania zakończyły się pod koniec roku 2016, kiedy zarezerwowałam sukę białego owczarka szwajcarskiego (wydawał mi się dość łatwą rasą) w hodowli na Podlasiu. Zaczęłam się stresować, no bo co, jak to jednak nie dla mnie? Co, jeśli ja nie dla psa? No cóż, Justyna, sorry, ale klamka zapadła. Zapłaciłaś, weźmiesz. Głupio tak teraz się wykręcać. Ale po co ci tak właściwie ten cały pies?
Ano właśnie po to, że jak wspominałam, jestem leniuszkiem. Po to, że nie chcę być za nic odpowiedzialna i po to, że tak fajnie się siedzi w domku i popija winko. Właśnie po to. Kiedy myślałam o tym, czy pies nie-tylko-na-jutub nie będzie mi tak naprawdę wadził, uświadomiłam sobie, że jestem człowiekiem, jakim nie chcę być. Wiem, że to brzmi bardzo romantycznie i Disneyowsko, jakbym była czarnym charakterem przed przemianą - ale taka właśnie była prawda! Bardzo często zdarzało mi się siedzieć całe weekendy w domu wymyślając kolejne wymówki dlaczego nigdzie nie idę. Nierzadko wolałam oglądać The Office po raz osiemnasty (całe osiem sezonów, nie tylko ulubione odcinki czy zabawne scenki - tak, jestem do tego stopnia żałosna) zamiast porobić coś pożytecznego. Zaczęłam myśleć - serio wydaje ci się, że fajnie byłoby mieć psa, ale nie chcesz go wziąć, bo nie daj Boże będziesz musiała ruszyć dupę z kanapy?
Postanowiłam, że skoro temat mnie interesuje, to nie ma co czekać kolejnych dwóch lat. No bo co? Najgorsze co mogło się zdarzyć, to wychodzenie na spacer wtedy, kiedy mi się nie chce; to ćwiczenie prostych sztuczek wtedy, kiedy wolałabym nie robić nic; to to, że kiedy po raz kolejny będę miała napad silnego niepokoju, który jest całkowicie niczym nieuzasadniony, ale nie raz i nie dwa zatrzymał mnie już w domu - właśnie wtedy pies mi pomoże, bo nie będę sama, i bo będę musiała wyjść na zewnątrz. Pies miał być dla mnie tak samo, jak ja dla niego i powiem Wam, że mimo iż nie raz mam trochę dość, to doskonale spełniamy swoje role (ja może troszkę gorzej, niż Feta).
Od kiedy nasz serek bez laktozy (Lactose Free Feta, przypominam :)) jest z nami, nie zdarza się, byśmy nie wychodzili na dłuższe spacery; nie spędzam niezliczonych godzin przed komputerem, bo nie chcę jej zaniedbywać - zabawa i jakieś nawet bzdurne ćwiczenia staramy się zawsze obskoczyć. Zaczęłam pisać bloga, co zawsze chciałam robić, ale jakoś brakowało mi motywacji i inspiracji. Poszerzyłam zainteresowania. W końcu udało się też przetestować trochę teorii w praktyce, a duma z psa biegającego wokół nas tyłem jest niesamowita. Ba, nawet duma z psa, który stoi na stój! i czeka na czekaj! jest ogromna. Kiedy mam cięższy okres (zwłaszcza lękowy*), Feta naprawdę bardzo mi pomaga. Nie chodzi o samo przytulanie wesołego pieska (chociaż to bardzo duży plus!), ale też o to, że poczucie obowiązku wobec żywego stworzenia wytrąca mnie z większości ciężkich nastrojów, a i w tych głupkowatych frustracjach i troskach dnia codziennego bardzo mnie, chociaż nieświadomie, wspiera. A co, fajniej jest wrócić do pustego mieszkania, czy do merdającego ogona? No właśnie, nie musicie odpowiadać!
*Nie chcę byście myśleli, że mam ataki paniki - nie cierpię na żadne schorzenia mentalne (chociaż moja siostra pewnie by się z tym kłóciła), ale czasami mam poczucie takiego bardzo silnego, głębokiego (?) lęku; często kiedy mam wyjść z domu.